niedziela, 14 kwietnia 2013

Mała dziewczynka

Małe deja vu miałam dzisiaj i właśnie od niego zacznę mojego bloga.


Zostałam poproszona przez M. (to moja 10-letnia córka) o zakup niejakiego vipa do pewnej gry. Tym razem postanowiłam ulec, zakup stał się faktem, siedziałam przy lapku postępując zgodnie z instrukcją. Jednocześnie poprosiłam dziecię, aby raczyło ogarnąć choas, jaki zapanował na podłodze, a na który to złożyły się klocki i tym podobne elementy. Dziecię żyjące już tylko wizją swojego vipa przystąpiło do zadania. Widziałam jednak po jej ruchach, że ściemnia jak tylko może. I właśnie w tym momencie poczułam się jak dziecko, jak jej rówieśniczka. Ja - zdziwione 10-letnie dziecko - pomyślałam: na jej miejscu nie mogłabym tak spokojnie udawać, że zbieram te klamoty, całe moje ja wołałaby "chcę już! chcę wykorzystać mojego vipa!! "chcę graaaać!!", "co mnie obchodzą jakieś głupie klocki!!".

Parabola.

Ta cecha nadal jest we mnie. Wszystko ma być na już, na teraz, natychmiast, bo jak nie to w kąt, do kosza, do pufy, do wora, w miejsca, w które rzadko się zagląda, cele i marzenia przeznaczone na przemiał. Dziewczynka we mnie nie grzeszy cierpliwością, nie potrafi żadnej sprawy doprowadzić do końca, szybko się zniechęca, nie pamięta kiedy ostatnio wyznaczyło sobie jakiś cel świadoma tego, że nie ma to sensu.

Czy świadomość tego jest jakimś przełomem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz