piątek, 19 kwietnia 2013

Nie wierzę, że to zrobiłam

Właściwie sama nie wiem, w jakim kierunku ma iść ten blog. Niech się dzieje.

Dzień cudu. Rano prawdziwe olśnienie, ciężko to opisać. Jakiś czas temu postanowiłam biegać, mozolnie realizuję plan pumy, zmagałam się ze strasznym bólem kolan, wróciłam jednak do treningów. Bieganie to postanowienie, chcę być wytrwała, najczęściej jednak nie chce mi się tego robić. Rano jednak przez moją głowę przebiła się myśl: chcę dziś biegać! tak, chcę tego! Było to takie wyraziste, takie moje, jasne i słoneczne. I pobiegłam. Było fajnie:)

Toksyczna znajoma 1. sms przysłała po 15, nie odpowiedziałam, jedyna odpowiedź na "zaraz zniosę jajo w tej robocie" jaka przychodziła mi do głowy brzmiała: "to się zwolnij". Jestem miła, więc nie odpisałam nic.

Potem atak nastąpił na messanger FB (jakoś tak miałam cały czas net włączony w telefonie). Tego się nie spodziewałam. "Chyba wino uderzyło jej do głowy" (bywa), "córka ma jutro korki" (no zdarza się)," mąż jedzie do pracy" (to już prawdziwe nieszczęście), "tęskni za mną i chce jutro do mnie przyjechać". Nieeee, proszęęęęę, jutro mają być u mnie rodzice. Och kiedyś takie wyznania bardzo mnie dowartościowywały, ojej, jest ktoś kto mnie lubi, codziennie smsuje i pyta co u mnie, stawia do pionu (czytaj: pozwala uniknąć rozczarowań), lubi moje żarty, sama jest lubiana i lubi mnie. Przestało mnie to interesować. Męczą mnie te smsy, nie mam ochoty imprezować i pić, dobrze mi we własnym towarzystwie, eureka: nie muszę być lubiana! To odkrycie sprawiło, że zaczęłam patrzeć na tę moją "psiapsiółę" nieco innym okiem, opisanym pi razy oko w poprzednim poście.

Nagle ta jej jutrzejsza wizyta stała się dla mnie b. niewygodna, obudziło się silne uczucie: "chcę być z moimi rodzicami, nie chcę żeby ktoś nam przeszkadzał, chcę być z moją mamą, chcę żeby to był czas tylko dla nas, kocham moją mamę, muszę jej to powiedzieć, teraz, napiszę smsa. I wystukało się to: Mamo kocham Cię. O której jutro będziecie? Płakałam, bardzo. Nad swoim uczuciem do niej, żal, tkliwość, zanosiłam się tym płaczem. A jeszcze wczoraj "mama" na wyświetlaczu wywoływało ból brzucha, sztuczność w głosie, złość. Jak to się stało? Jak to możliwe? Bardzo chciałam dostać zwrotną odpowiedź: "Córeczko ja Ciebie też kocham". Tymczasem  dzwoni:
- No co tam się dzieje? - pyta
- niiic, pytam o której będziecie, bo X. ma być, a ona mnie męczy - ciężko mi mówić, bo płaczę coraz bardziej i nie chcę tego wypowiedzieć, że chcę być tylko z nimi - przyjedźcie wcześniej.
 - co się z Tobą dzieje? - już wie, że ryczę - ja widzę, że coś jest nie tak.
Cholera, nie wpadła na to, żeby mi "to" powiedzieć. Och, to byłoby za proste. Moje życie wyglądało by nieco inaczej, gdyby "te" słowa potrafiły wydobyć się z jej ust. Kontynuuje:
- jesteś smutna? czemu? coś się stało?
- właśnie nie jestem smutna! płaczę, ale nie jestem - faktycznie, to nie był smutek - myślałam, że mi to napiszesz, że mnie kochasz - oj, to ledwo co udało mi się powiedzieć, łkałam żenująco.
I tu nastąpiło najlepsze:
- przecież my Cię wszyscy kochamy, ja z tatą, dzieci Cię kochają, blebleble, no  pewnością cały świat mnie kocha, hahaha:)
- Mamo, ja wiem, że moje dzieci i mój mąż mnie kochają, ja chcę żebyś ty mi to powiedziała, nigdy mi tego mówisz.
- Ja nie wiedziałam, że......ty tego potrzebujesz, kocham cię, tata też cię kocha.

Wywróciłam dziś wszystkie swoje uczucia do góry nogami. Tak bardzo chciałam się komuś zwierzyć, J. na kręglach z pracy, toczy kule i zalewa robaka, M. mi została - ale jej truć dooopy w piątkowy wieczór nie chciałam, dobrze jest pisać bloga:)

Myślę, że zrobiłam krok milowy. Wciąż jednak nie mam pojęcia jak to się stało. Uczciłam to doniosłe wydarzenie wyjadając resztę wesołych literek Lajkonika (polecam), przyjmijmy właśnie tę wersję wydarzeń:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz