niedziela, 21 kwietnia 2013

Mała rozsypka

Odnotowano wczoraj lekki atak paniki i dość poważna rozsypkę. Bardzo się starałam nie nakręcać, nie wchodzić w to, walczyłam z własnymi myślami, ale gdzie tam. Nakręciłam się i poszło z górki. Chodziło o podłe uczucie zazdrości względem mojego J. A wystarczyło zatrzymać się, nie zagłębiać, nie tworzyć fatalnych wizji. Skończyło się atakiem paniki, siedziałam pod kocem z pudełkiem chusteczek obok, łkałam nie mogąc złapać tchu. Nie miałam powodu do takich myśli, ale podświadomość pchała mnie z impetem w mój "bezpieczny" wg niej stan "znowu mnie odrzucono, oszukano, nie dam sobie teraz rady". Odechciało mi się wszystkiego. Zauważyłam jednak, że wczorajszy stan był wyjątkowo beznadziejny. Wiążę to z tym, że ogólnie czuję się lepiej, jednak jeszcze we mnie sporo jest niepewności, strachu przed odrzuceniem. Jak się znalazł powód poszło ze zdwojoną siłą....Dziś już lepiej, się wstało, kawę wypiło (drikker kaffe), luknęło z zapałem na norweski, wczoraj sensu w niczym się nie widziało.

Rodzice wczoraj. Było miło, ja byłam miła prawdziwie, nie śmiałam spojrzeć jej w oczy. Gdy wychodzili objęła mnie tak trochę śmiesznie, nieudolnie. Wyraziła swoje uczucie starając się najpiękniej jak chyba potrafi: przychodź do nas, naprawdę, rano, wieczór, w południe. Co znaczyło mniej więcej: bądź z nami, chcemy tego. Cóż, inaczej nie potrafi wyrażać uczuć, to nie jej wina.

Toksyczna znajoma. Patrzę na nią innym okiem, bardziej krytycznym. Cholera, wprosiła się z drugą znajomą, która ostatnio też mnie wyjątkowo "polubiła", na następną sobotę. Postawiła przed faktem dokonanym. Bo ja zawsze wyglądałam na spragnioną towarzystwa. Wiem, logicznie rzecz ujmując nic nie muszę, mam prawo wybierać sobie znajomych. Ale dla osoby, która ledwie kilka dni temu uświadomiła sobie, że nie musi być lubiana to jest jakaś nowość, w której trzeba się odnaleźć. Śmieszne, bo jeszcze jakiś czas temu uświadomiłam sobie, że mam wokół tyyyle znajomych, osób, które mnie lubią, myślałam, że to pozytywne skutki terapii. A doprowadziło mnie to do eureki: "nie muszę być lubiana, są osoby, które mnie męczą".


Dziękuję za kciuki:) (jeszczem nie obeznana w blogerze, próbowałam opublikować w komentarzu, nie udało się).

1 komentarz:

  1. Ważna świadomość się w Tobie obudziła! To dobrze!
    Ja też byłam zawsze spragniona towarzystwa, byłam z tych, którzy mają zawsze czas dla wszystkich oby tylko chcieli ze mną pobyć. Na szczęście to się zmieniło. Poodsuwałam od siebie osoby, które mnie męczą, poznałam dużo nowych osób. Też niedawno sobie uświadomiłam, że nie muszę być lubiana, a to nie oznacza, że coś ze mną nie tak, mam się zmieniać i próbować zaskarbić sobie czyjes względy. Zrozumiałam to bardzo niedawno.
    Trzymam za Ciebie kciuki!! Mocno mocno!
    Dajesz radę!
    :)

    OdpowiedzUsuń